Jedzenie poza domem zwykle jest zmorą dla naszego budżetu… Zwykle tłumaczymy się brakiem czasu w ciągu dnia lub zwykłym lenistwem – przecież znacznie łatwiej jest wejść do lokalu i coś zamówić, niż spędzić kilka chwil w kuchni i przygotować coś samemu. Korzystanie z „dobrodziejstw” restauracji, fast-foodów, kebabów i innych tego typu miejsc to wypadkowa połączenia trzech przyczyn: głodu, wygody i doświadczenia (a w zasadzie jego braku, jeśli nie potrafimy przyrządzić dania, na które właśnie mamy ochotę). Ja po kilku latach wypracowałam swoje trzy ulubione metody, które pozwalają mi zwalczyć pokusę zjedzenia na mieście, a co za tym idzie zmniejszyć wydatki z budżetu przeznaczane na żywność.
Po pierwsze: noście przy sobie niewielką ilość gotówki.
Oczywiście znacznie łatwiej jest coś zamówić w restauracji, zwłaszcza jeżeli mamy zapewnić posiłek większej ilości osób. Omija nas także konieczność zmywania naczyń, a niezjedzone części dań możemy nawet dostać na wynos. Jeśli jednak posiadamy choć minimalne umiejętności kulinarne, to przy ilości szczegółowych przepisów znajdujących się w Internecie, prowadzących przez wykonanie dania krok po kroku (dosłownie za rękę!) z pewnością przyrządzimy coś pysznego samodzielnie. Mnie daje to ogromną satysfakcję! Spróbujcie zatem wychodząc z domu posiadać wyłącznie tyle gotówki, ile jest Wam niezbędne do załatwienia założonych wcześniej spraw – drobne zakupy, tankowanie czy opłacenie rachunków, a z pewnością nie będziecie się zastanawiać, gdzie zjeść tym razem.
Po drugie: zjedzcie coś przed wyjściem z domu.
Ta strategia na prawdę działa, a przy tym szybko i skutecznie obniża koszty żywności w domowym budżecie. Zwykle odpuszczamy sobie mały posiłek będąc jeszcze we własnych czterech kątach, tłumacząc się tym, że przecież nie zdążyliśmy jeszcze zgłodnieć… Pamiętajmy jednak, że nikt nie każe się nam napychać! Mały banan, garść winogron czy twarożek wiejski nie sprawią, że nasz żołądek będzie do bólu rozciągnięty, a z pewnością przesuną moment pojawienia się pierwszego głodu do czasu, aż wrócimy do domu. Świetnie sprawdzą się także niewielkie ilości suszonych owoców, orzechy czy wafle ryżowe z niskokalorycznym smarowidłem (jak na przykład domowa nutella).
Po trzecie: miejcie przekąski zawsze przy sobie!
Bardzo ławo jest nam zapomnieć o launchbox’ie czy torebce z czymś do przegryzania, nawet jeśli zostawimy ją sobie na widoku, by pamiętać o niej przed wyjściem z domu. Prostym sposobem jest mieć przekąskę zawsze przy sobie, w torebce, samochodzie czy plecaku. W tym celu świetnie sprawdzą się batony energetyczne, owoce i warzywa w postaci chipsów lub musów czy domowe krakersy. Pamiętajcie, aby były to produkty, które nie ulegają w łatwy sposób procesom psucia się i zwracajcie uwagę na daty przydatności do spożycia.
Te trzy strategie sprawdzają się u mnie najlepiej i szczerze mówiąc… nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam poza domem – w restauracji, pizzerii lub barze! A Wy, preferujecie samodzielne pichcenie w kuchennym zaciszu czy decydujecie się na posiłki poza domem? Jakie są Wasze metody na to, by nieco zaoszczędzić i nie dać się pokusie „szybkiego jedzenia”?
10 komentarzy so far.